Dlaczego Wietnam jest jak polska modelka?
Gdy przejeżdżałem przez Wietnam, byłem tak głodny i odwodniony, że mało brakło, a Angelina Jolie by mnie adoptowała. Kląłem sobie pod nosem po niemiecku, robiąc postanowienia co do Wietnamu. Przede wszystkim postanowiłem, że nie będę więcej pił. Miałem dosyć. Siedziałem na dupie przez tyle czasu, że potrzebowałem jakiegoś wyzwania.
Good morning, Wietnam
Gdy tylko dotarłem do Sajgonu, z miejsca zrobiłem 42 piwa w ciągu trzech dni. Więc udało się. Wszystko przez to, że cena jednego browara była niesamowicie niska. W przeliczeniu na naszą walutę wychodziło około 80 groszy za butlę. W Polsce za taki hajs nie da rady kupić wody. W Norwegii… Sam nie wiem, do czego to porównać w Norwegii.
Piwo pomimo niskiej ceny dawało radę. Kiedyś w Polsce znalazłem jedno za 90 groszy, ale smakowało jak końskie szczyny. Przyjeżdżając do Wietnamu, spodziewałem się wietnamskiego jedzenia. Mieszkając w Polsce, wiele razy na kacu bujałem do Kitajca na kurczaka w pięciu smakach albo w cieście. W Wietnamie oczekiwałem tych samych potraw, tylko o niebo lepszych.
Zawiodłem się.
Kuchnia wyglądała kompletnie inaczej. Wielu dań, które znałem, nawet nie było, bo w Polsce jemy tak naprawdę spolszczoną wersję wietnamskiego jedzenia. Podstawą są zupy z makaronem instant, a nie – jak się uważa – ryż. Można bez problemu wcinać żarcie z ulicy. Jest świetne.
Ruch uliczny w Sajgonie
Ho Chi Minh City, czyli dawny Sajgon, jest ogromny. Ilość motorów i skuterów powala na kolana. Z jednej strony skrzyżowania wjeżdża 200 skuterów, zmienia się sygnalizacja i z ulicy obok wylewa się kolejna fala. Podstawową trudnością jest zwykłe przejście przez ulicę. W takim Sajgonie ruch zdaje się być nieprzerwany. Tak jakby każdy miał coś do załatwienia.
Przechodząc na drugą stronę ulicy przez średnio uczęszczaną trasę, czułem się jak na plaży Omaha w Normandii. Tylko w tym wypadku to ja byłem szkopem. Motory nacierały nawet ze studzienek kanalizacyjnych.
Jak tutaj jeździć? Nie ma limitu alkoholu na drodze, więc można jeździć bez względu na gibanie się w pionie. Prawo jazdy się kupuje, a nie wyrabia po trudnym kursie. Włączanie się do ruchu następuje bez sygnalizacji, a wszystko wygląda na kompletny chaos, w którym tylko lokalni są w stanie się połapać.
Wygląda to tak:
Jazda po tym kraju musiała być świadomym samobójstwem, więc po tygodniu pobytu sam sobie kupiłem motor i postanowiłem przejechać cały Wietnam od Nha Trang aż do Chin. O tym jeszcze będzie w kolejnych wpisach.
Muzeum Wojny Wietnamskiej
Najpierw jednak obczaiłem trochę miasto. Byłem w Muzeum Wojny Wietnamskiej, gdzie oglądałem stare amerykańskie wraki. Jak nie bardzo lubię zwiedzać, tak akurat tam mi się podobało.
Wietnamczycy to naród z bardzo trudną historią. Mogą jednak z siebie być dumni. Po drugiej wojnie wyrzucili Japończyków, potem oparli się i wywalili Francuzów (Francja rozważała nawet zrzucenie bomby atomowej na Wietnam), a na deser Wietnam skopał jeszcze dupę Amerykanom. Jest więc wiele powodów do dumy narodowej – pomimo tragedii, jaką zawsze niesie ze sobą wojna.
Kolejną ciekawą rzeczą są strefy produktów w mieście. W Europie sklepy obuwnicze rozsiane są po całym mieście. Tak samo jest ze sklepami z elektryką, odzieżą i innymi produktami. Bardzo rzadko dwa sklepy sprzedające te same towary działają obok siebie. We Wietnamie jest odwrotnie. Jest ulica z zegarkami, na kolejnej sprzedają telefony, jeszcze dalej tłuczki do mięsa, góralskie ciupaszki i packi na muchy.
Niesamowicie ułatwia to zakupy, bo jeśli to, czego się szuka, nie występuje na jednej z tych ulic, to nie ma tego w całym mieście. Ja wbiłem się na bazary z ciuchami. Za jakieś 200 zł kupiłem sobie cztery pary krótkich spodenek, dwie bluzy z kapturem i dwie eleganckie koszule. Wszystko markowe i w dobrej jakości – w końcu od producenta.
Ukrainka, niegrzeczna dziewczynka
Wieczorem siedziałem z innymi backpackerami na małych stołeczkach wystawionych na ulicy. Piliśmy piwko, wymienialiśmy się doświadczeniami. Drugiego dnia na tej samej uliczce poznałem Ukrainkę. Była z Kijowa, ale mówiła tylko po rusku. Dla zabicia czasu zacząłem z nią gadać i chyba trochę popłynąłem z bajerą, bo niechcący ją wyruchałem.
Po tragicznych doświadczeniach wojny, życia w okopach, groźby napalmu i gwałtach, które przez tyle lat miały miejsce w tym kraju, można powiedzieć jedno. Wietnam jest jak nie jedna polska modelka – przełknie każde gówno.
Najzabawniejsza książka podróżnicza na polskim rynku.
—
Następna historia:
Bambusowa faja na wyposażeniu każdego warsztatu
10 komentarzy