Chiny – Koronawirus

Ale sobie zajebałem temat, co? Oj covid, covid. Jak szybko zleciały te „dwa tygodnie”. Długo się zastanawiałem, czy pisać cokolwiek na ten temat. Ale mówię: „A chuj tam! Co mi szkodzi?” Zanim Tutsi zaczną gazować Hutu, może ktoś to jeszcze przeczyta. Niczego nowego się stąd nie dowiecie. Tylko kilka moich obserwacji i już. I nie zapomnijcie mnie zwyzywać w komentarzach!
Słowa – wyzwalacze
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem w trakcie trwania tego nietuzinkowego czasu, to jak bardzo pewne słowa klucze działają na ludzi. Z podręczników do propagandy i manipulacji wyciągnąłem, że człowiek działa automatycznie na pewne sygnał. Pisał o tym Cialdini w „Zasady wywierania wpływu na ludzi„.
Wystarczy odnaleźć u człowieka swoisty wyzwalacz, po którym zacznie reagować w sposób bezrefleksyjny, automatyczny i uproszczony. Potem musisz nacisnąć odpowiedni przycisk. Klik i wrrrrr… Dla przetrwania naszego gatunku taka cecha okazała się bezcenna. Umożliwiała natychmiastowe działanie w przypadku zagrożenia, bez wdawania się w czasochłonną analizę wszystkich dostępnych informacji.
Daniel Kahneman określał to szybkim myśleniem. Klik i wrrrrr… Jednym z takich wyzwalaczy jest imię i nazwisko pewnego człowieka. Gdy wypowie się to swoiste zaklęcie, u słuchacza odpala się ów mechanizm. Testowałem to już wiele razy na swoich znajomych. Wprawdzie już przestali się do mnie odzywać, ale być może kiedyś znów będziemy przyjaciółmi. Co to za imię i nazwisko? Bill Gates. Czujecie to? Ja w zasadzie mogę skończyć pisać. Bil Gates, Bill Gates, Bill Gates. Tytuł mojego wpisu coś tam wspomina o covidzie. Gdzieś wysoko w tekście pojawia się wyzwalacz – Bill Gates. I resztę dopisuje sobie Wasz mózg. Już z góry można się domyślić, co ja tam dalej będę pisał. Już wiadomo na kogo głosuję, co sądzę o szczepieniach, co jem na śniadanie i czy na dziurę w drzwiach mówię „judasz” czy „wizjer”. Serio! Sprawdźcie sami. Gdy zaczniecie następny raz rozmawiać z kimś o covidzie, powiedzcie: „Bill Gates jest bardzo bogaty”. W zasadzie to możecie powiedzieć jakiekolwiek zdanie, w którym pojawia się Bill Gates. Nie ma to znaczenia. Istotne jest to, żeby stało się to w trakcie covidowej nawijki.
Co się dzieje potem? W głowie Waszego rozmówcy pojawią się pierwsze wyobrażenia na Wasz temat. W propagandzie nazywa się to etykietowaniem. Dostaniecie naklejkę foliarzy, antyszczepionkowców, płaskoziemców, typów, co oglądają filmy z żółtymi napisami. Bo użyliście w jakimkolwiek kontekście dwóch słów: „Bill Gates”. Po mediach kręci się mnóstwo materiałów, które pomagają czytelnikom lub widzom rozpoznać i prawidłowo nazwać osobę, która ma inne zdanie w tym temacie. Media robią tak non stop. Etykietują.
Etykiety
Czemu tak się dzieje? Świat, w którym żyjemy nie jest wcale światem zdarzeń i rzeczy, ale naszych wyobrażeń na temat tych zdarzeń i rzeczy. By być szczęśliwym, musisz więc skupić się właśnie na swoich wyobrażeniach. Ale dzisiaj nie o tym. Każdy kto na co dzień zajmuje się propagandą wie doskonale, że właśnie język i słowa są potężnymi narzędziami wpływu na masy. Bo to one ciągną za sobą określone wyobrażania i etykiety. Nawet sama propaganda nie nazywa się teraz propaganda, tylko public relations. Wystarczy poprzyklejać do ludzi i zdarzeń etykiety, a potem powtarzać je w kółko. Wspominacie Billa Gatesa przy okazji rozmowy o covid = foliarz. Popierasz Konfederację? = faszysta. Popierasz Lewicę? = komunista. Nie godzisz się na to, żeby o twoim ciele decydował jakiś kurwa urzędas albo koncern farmeceutyczny = szur! Żeby się przed tym obronić i lepiej żyć, warto sobie ponazywać wiele rzeczy na swój sposób. Teoria spiskowa -> praktyka spiskowa. Factcheck -> factblocker. Paszport szczepionkowy -> social cedit score. Walka z faknewsami -> cenzura. Pseudonaukowy -> niewygodny.
Według nowych wytycznych etykietowych, nawet ja się zaliczam do antyszczepionkowców. Mam szczepienie na tężec, dur brzuszny, WZW A, WZW B, żółtą febrę, wściekliznę, japońskie zapalenie mózgu, gruźlicę, polio, dwie na Covida Pfizerem – ale jestem jebanym antyszczepem. Czemu? Bo nie podoba mi się, że mam teraz do końca życia naparzać sobie w mięsień igłą, bo stracę prawa obywatelskie. Że to, czy mogę dalej podróżować czy nie, ma zależeć od koncernu farmaceutycznego. A po drugie, często wspominam o Billu Gatesie, który razem z Faucim są dwiema głównymi postaciami w tym całym cyrku. Po trzecie uważam, że występujący w mediach lekarze powinni nosić loga sponsorów na swoich fartuchach – niczym żużlowcy. I antyszczep jak ta lala!

Bil Gates
A wracając do Billa Gatesa… Czekaliście na ten moment, co? Aż coś o nim napiszę i będzie mnie można do wora z oszołomami wrzucić? Ja chciałbym Billowi Gatesowi przede wszystkich podziękować. Tak dzielnie wspierał nas przed i w trakcie pandemii. Tyle pieniędzy ze swojej fundacji trafiło do uniwersytetów, do mediów. Tak, żeby nas rzetelnie informowały, o tym co się dzieje na świecie.




Bill to jest jednak zuch chłopak. Największe wyrazy uznania należą mu się za ćwiczenia na wypadek pandemii, na dwa miesiące przed jej wybuchem. Omawiano tam takie rzeczy jak cenzura internetu, stworzenie tych wszystkich factchecków (factblockerów), jak będą trąbić o tym w mediach bez przerwy, jak testować i jak liczyć.
Po jakimś czasie pokazałem te filmiki koledze. Oczywiście się wzbraniał. Ale zmiękł. Nic mu nie mówiłem, kiedy to było nagrane. Po czym stwierdził, że tu nic nowego nie ma. Ale jak mu oznajmiłem, że to były tylko ćwiczenia przed samą pandemią, to nie mógł uwierzyć. Ale potem jebnął takiego fikołka, że to finalnie wyszło, że ja jestem głupi, płaskoziemca, debil, głupek, chuj.
Białoruś
Drugą rzeczą, którą zauważyłem w trakcie trwania tego szampańskiego czasu, to jak sprawnie z pandemią poradziła sobie Białoruś. Tak, wiem. Tym krajem rządzi koleś, który morduje opozycję i pewnie rucha dzieci. I nie można mu ufać. Wiele się mówiło o Szwecji, ale nikt nie mówi o Białorusi. Tam od początku pandemii zalecili jedynie noszenie maseczek w miejscach zamkniętych, dystansowanie się. I tyle. I według statystyk covidowych zmarło 5 razy mniej ludzi na milion mieszkańców niż w Polsce. Były otwarte stadiony, ludzie stali obok siebie bez masek, nawet w zimę. Były ogromne protesty – i nic.
Poszperałem sobie, co na ten temat piszą nasze media. Niewiele. Najczęściej, że pewnie statystyki są zaniżone. Że tam musi być piekło! I pewnie ukrywają ciała. Chwila moment. Choć nie mam zbyt dobrej opinii o tym kraju, to jednak gdy na ulicach protestowali ludzie, to gdzieś tam się zawsze prześlizgnął jakiś filmik z aresztowania, pobicia, łamania praw człowieka. Ale ani jednego, w którym masowo ukrywają ciała? Żadnej rodziny, która upomina się o to, co dzieje się dziadkiem? Albo jakiś skruszony Białorusin w TVN czy Wyborczej opowiada o procedurze fałszerstwa? Nic.

Dysonans poznawczy
Trzecią rzeczą, na którą zwróciłem uwagę jest dysonans poznawczy. Jakby ktoś nie kumał o co chodzi, to ból na bańce, że byłeś w błędzie. Opowiem Wam historię. Nie wymyśliłem jej, opisał ją w opowiadaniu Thurber. Kiedyś w Ameryce, w jakiejś małej wiosce zlokalizowanej zaraz obok tamy, mieszkali sobie spokojnie ludzie. I pewnego dnia, jeden z mieszkańców zaczął biec w mokrej bluzce przez sam środek głównej drogi. Nie wiadomo dlaczego biegł. Może do żony, może sobie po prostu, kurwa biegł. I ktoś tam krzyknął:
– Tama się przerwała?
Ktoś inny usłyszał tylko „tama”. I nagle ktoś inny zaczął biec. I za chwilę już całe miasteczko biegło ile tylko miało sił w nogach, z daleka od swojego domu. Jak się okazało, biegli tak daleko, że nigdy by tam nawet nie dotarła woda. I co ciekawe, w panice nikt nie zwrócił uwagę na to, że jak przerywa się tama to nagle zaczyna się robić mokro pod stopami, a dopiero potem nadchodzi jakieś większe uderzenie. I co się stało potem? Dopiero po dwóch dniach wrócili do swoich domów i nigdy więcej o tym nie rozmawiali. Jak się potem okazało, w jednej gospodzie został jakiś starszy facet. Nie pobiegł razem ze wszystkimi. Z biegiem czasu, pozostali mieszkańcy przestali się do niego odzywać.
Co dalej?
I tak jak się temu przyglądam, rozmawiam z ludźmi to widzę, że niektórym ludziom, którzy teraz mają się za tych „oświeconych” albo „stojących po stronie nauki” będzie niesamowicie trudno zmierzyć się kiedyś z prawdą. To może się okazać wręcz niemożliwe. Jak tutaj zachować twarz i jednocześnie przyznać, że Ci których się miało za kompletnych debili i płaskoziemców mieli trochę racji? Ale bez obaw, nasz umysł jest w stanie sobie i z tym poradzić. Znajdzie sobie jakieś uzasadnienie, tam żeby ulżyć temu dysonansowi poznawczemu. Choć Ci ludzie, z którymi najczęściej rozmawiam to może nie być najbardziej reprezentatywna grupa. Niektórzy mają jakieś dziwne kaftany na sobie. Może ktoś wie o co chodzi?
8 komentarzy