Peru – Jak dojechać do Machu Picchu w policyjnym samochodzie?

18 grudnia 2015 czarny humor, Peru 17 komentarzy
Jak dojechać do Machu Picchu

Machu Picchu jest największą atrakcją w Peru. Ale jak dojechać do Machu Picchu? Można wsiąść w drogi pociąg, trekkingować przez kilka dni albo odpierdolić coś głupiego i pojechać tam w policyjnym wozie. Nie planowałem tego, ale tak jakoś wyszło.


Jak dojechać do Machu Picchu?

 
Pierwszą i najłatwiejszą opcją dostania się tam był pociąg, który zapierdalał powoli przez dolinę pod samo Machu Picchu. Była to przyjemność nie na mój budżet. No chyba że przesiedziałbym całą drogę w kiblu, stękając za każdym razem, gdy przechodziłyby kanary.

Drugą możliwością był kilkudniowy i podobno najlepszy na świecie trekking. Tylko że cała wycieczka jest tak popularna, że trzeba zapisać się na nią z półrocznym wyprzedzeniem. A pół roku wcześniej to ja tkwiłem gdzieś w tyłku Wenezuelki poznanej w Buenos Aires, zupełnie nie myśląc, żeby się stamtąd ruszać.


Ostatnia opcja

 

No i została mi ostatnia opcja. Złapanie autobusu do Santa Maria, a tam przesiadka w taksówkę, która zabrałaby mnie pod samo Aquas Calientes. Stamtąd nad ranem ruszały trekkingi już pod samą świątynię. Decyzja zapadła.

Dojechałem autobusem do Santa Maria, rozsiadłem się na ławce w cieniu i zacząłem czekać na innych turystów. Mógłbym wtedy podzielić koszt taksówki z kimś jeszcze. Ale dupa tam. Przez dwie godziny nikt nie przyjechał. Wszyscy pewnie okupowali kible w pociągu. Dogadałem się z taksówkarzem, że za dwadzieścia soli podwiezie mnie na miejsce. Nie miałem innego wyjścia. Nie wiedziałem jeszcze, że znów wpakuję się w kłopoty i większość drogi przejadę w wozie policyjnym.


Taksówka do Machu Picchu

 
Zjechaliśmy z głównej drogi na żwirowy szlak, który po godzinie jazdy miał nas dowieźć do Machu Picchu. Droga prowadziła wzdłuż skarpy skalnej, więc widoczność przed każdym zakrętem była mocno ograniczona. Kierowca zupełnie się tym nie przejmował; wciskał tylko klakson przed wirażem, żeby dać znać ludziom z naprzeciwka, że nadjeżdża.

Po dziesięciu minutach zauważyłem, że kierowca ma problemy ze zmianą biegów. Prawdopodobnie sprzęgło nie dało się dostatecznie wcisnąć, aby z łatwością mógł wrzucić bieg. Trzy razy stawaliśmy w miejscu, by ten na spokojnie zmienił bieg. Nagle coś zaskrzypiało i spod maski zaczął wydobywać się dym. Obawiałem się, że ten wózek zaraz rozleci się w pył.
 
flinstonowie
 

Dalej nie pojedziemy

 
Spojrzeliśmy na siebie z kierowcą, ten przekręcił jeszcze kluczem w stacyjce, docisnął sprzęgło… Znów się coś zakopciło, zawarczało i samochód stanął.

– No, to by było na tyle. Dalej nie pojedziemy – rzekł kierowca i odpiął pasy.
– Co teraz? Wygląda mi to na środek małej dżungli.
– Dzwonię po przyjaciela. Zaraz tu przyjedzie i mnie stąd zabierze. A ty? No co… – Uśmiechnął się. – Masz jakieś trzy godziny na piechotę. Jeśli przejdziesz most na rzece, będziesz mógł złapać następną taksówkę. Á propos, dwadzieścia soli się należy.


Kłótnia

 

– Zaraz, zaraz – odparłem. – Umówiliśmy się, że dowieziesz mnie z punktu A do punktu B. Jesteśmy w punkcie C, który jest daleko od obydwu. Za co niby miałbym płacić? Jestem w gorszym położeniu niż to wyjściowe.
– Podwiozłem cię do połowy drogi, jechałeś za moje paliwo, dawaj pieniądze.
– Dlaczego twój kolega nie może mnie podwieźć? I co chcesz zrobić z tym samochodem? Tak po prostu go tu zostawisz?
– Mój kolega może cię podwieźć, ale za pięćdziesiąt soli. Po samochód przyjadę wieczorem z mechanikiem. Nic mu się nie stanie. Ruszaj przed siebie. Masz trzy godziny na piechotę. Raz-dwa się uwiniesz.

W tym momencie coś we mnie pękło. Naprawdę się wkurwiłem.

– Posłuchaj mnie teraz uważnie – oznajmiłem. – Jeśli za chwilę nie załatwisz mi transportu, spalę ci samochód. Rozumiesz? Kołuj transport, koleś. Ja nie żartuję!
– Gringo będzie mnie straszył… Też mi coś. Chłopcze, przecież ty nie masz jaj. Każdy gringo jest taki odważny w gadce. A gdy przyjdzie co do czego, to nogi z waty. Dawaj pieniądze za kurs.
– Cholera, każdemu Latynosowi wydaje się, że wszyscy gringo są jednakowi. Że jesteśmy głupi i że łatwo można nas wykiwać. Różnica polega na tym, że ja jestem gringo z Europy Wschodniej. To inna kultura i sposób myślenia. Lepiej nas nie wkurwiać!
– Dobra, już dobra… Daj sobie spokój.


Bardzo głupi pomysł

 
Wpadłem na pomysł. Sięgnąłem do plecaka i wyjąłem rolkę papieru toaletowego.

– No i co, gringo, zwieracze puściły ci z emocji?

Nie odpowiedziałem, tylko wyjąłem z kieszeni zapalniczkę i podpaliłem rolkę papieru. Podszedłem z moim małym koktajlem Mołotowa pod wlew paliwa.

– Kołuj, kurwo, transport albo spalę ci samochód! Dzwoń! Liczę do pięciu. Raz, dwa, trzy…
– Zaczekaj! Już dzwonię.

Wyjął telefon z kieszeni, wybrał numer i zaczął dzwonić. Żebym nie mógł go zrozumieć, nie mówił po hiszpańsku, ale w keczua. „Pewnie załatwia mi transport”, pomyślałem. Odpaliłem papierosa od dopalającej się rolki srajtaśmy i zacząłem czekać. Dwadzieścia pięć minut później przyjechał samochód z doczepionym na dachu kogutem oraz napisem na drzwiach „Policia”. No to pięknie. W Peru mnie jeszcze nie aresztowali…
 
Policja Machu Picchu
 

Policja

 
– Co tu się dzieje? – zapytał policjant.
– Panie władzo – zacząłem. – Umówiłem się z tym człowiekiem na dojazd do hydroelektrowni. Nie uprzedził mnie, że samochód jest niesprawny. Wożenie turystów tak niebezpieczną drogą i w dodatku niesprawnym pojazdem jest szaleństwem. Teraz on chce mnie tu zostawić i jeszcze, cholera, chce za to pieniądze!

Taksówkarz zaczął się tłumaczyć. Wywiązała się bardzo podniesiona dyskusja. Nie rozumiałem nic, bo rozmawiali w keczua. Po chwili policjant zwrócił się do mnie.

– Kolego, czy to prawda, że chciałeś podpalić ten samochód?
– Co? Jak podpalić? Czy ja panu wyglądam na szaleńca? Co za bzdura! Podpaliłem tylko papierosa.
– Dobra, posłuchajcie mnie obydwaj, a szczególnie ty – zwrócił się do kierowcy. – Jesteśmy w Peru, przy Machu Picchu. Okolica żyje dzięki turystyce. Dzięki gringo mamy za co żyć, bo przemysłu tu nie ma. Przez wzgląd na to należy mu się szacunek. Miałeś go zawieźć do hydroelektrowni, a nie tu.

– No właśnie! – rzuciłem.
– Nie przerywaj mi! Teraz ja mówię – powiedział policjant. – To, co chciałeś zrobić z tym papierem toaletowym, to istne szaleństwo. Przez ciebie musieliśmy pofatygować się tu i teraz jeszcze cię stąd zabrać. Wsiadaj do samochodu!
– A dokąd jedziemy? Odpaliłem tylko papierosa…
– Wsiadaj po dobroci albo wsadzimy cię siłą.
– Ale ja…
– Wsiadaj!
– A moje pieniądze? – wtrącił się taksówkarz
– Nie ma i nie będzie – odpowiedział policjant. – Masz usunąć ten samochód z drogi.

 
Policja aresztowanie Machu Picchu
 

Selfie

 

Otworzyli mi tylne drzwi i wsiadłem. Cała ta sytuacja była na tyle komiczna, że odsunąłem szybę i zrobiłem sobie zdjęcie. Gdy policjant to zauważył, od razu wybuchnął.

– Zamykaj tę szybę! Myślisz, cholera, że to zabawa? Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, w jakiej sytuacji jesteś! Zamykaj to!

Wcisnął przycisk z przodu, który automatycznie zasuwał wszystkie szyby. Ledwo zdążyłem przyciągnąć rękę z powrotem do środka. Drugi policjant odpalił silnik i ruszyliśmy. O dziwo, nie w kierunku Santa Marta, ale naprzód – do Machu Picchu. Koleś zapierdalał po tych dziurach, jakby był na Rajdzie Dakar. Nawet jeśli faktycznie wsadzą mnie do aresztu, to miałem nadzieję, że chociaż dadzą mi zrobić jedno zdjęcie przy Machu Picchu. A potem mogą mnie zapakować nawet do Alcatraz.


Z Policją do Machu Picchu

 
Przez następne pół godziny jechaliśmy w milczeniu. Gdy o cokolwiek zagadywałem, policjanci nie odpowiadali. Patrzyli się mętnym wzrokiem przed siebie, zupełnie głusi na moje wołanie. Gdybyśmy nie jechali tak szybko, może udałoby mi się wyskoczyć z samochodu. Dookoła była dżungla, więc w prosty sposób bym się gdzieś zabunkrował. Kilka dni przesiedziałbym w lesie, polując na zwierzynę albo podkradając żarcie sarnom z paśnika. Tylko że przy takiej prędkości auta było to czyste samobójstwo. Dlaczego ja zawsze muszę się wpakować w kłopoty? Tysiące turystów codziennie odwiedza Machu Picchu i jakoś nikt nie ma takich przygód.

W pewnym momencie jeden z policjantów zaczął grzebać w torbie, którą miał pod siedzeniem. Przez chwilę myślałem, że sięga po rewolwer i zaraz dostanę kulkę. Wyciągnął coś owinięte w folię aluminiową. Odwrócił się do mnie i podał mi to do ręki.

– Chcesz bułkę? – zapytał.
– Mówi pan poważnie?
– Chcesz czy nie? Więcej nie będę pytał.
– Tak, chcę.


Prawo do buły

 

Wyszedłem z założenia, że każdemu aresztowanemu w Peru przysługuje prawo do buły. Odwinąłem zawiniątko i ugryzłem. W środku była szynka, ser i trochę sałaty, ale gościu pożałował masła. Buła była sucha jak wiór i miałem problemy, żeby przełknąć choćby kęs. „Pewnie chcą mnie otruć”, pomyślałem.

– I jak? Smakuje ci? – zapytał policjant.
– Ta bułka jest fantastyczna. Dawno nie jadłem czegoś równie smacznego.
Facet pokiwał tylko głową, jakby z wyrazami uznania dla swoich zdolności kulinarnych i szczodrości. Za chwilę dojechaliśmy pod zabudowania. Zatrzymaliśmy się na poboczu drogi i facet zgasił silnik.
– Wysiadaj! – rzekł.

Otworzyłem drzwi i przez myśl przeszło mi, żeby zacząć uciekać. W takich sytuacjach człowiek jest w stanie popierdalać jak Usain Bolt. Facet jednak zagrodził mi drogę i od razu przemówił.

– Posłuchaj, chłopcze. Machu Picchu jest świętym miejscem dla Inków. Jesteś tylko gościem, który – jak widać – nie potrafi oddać należytego szacunku, zarówno do samego miejsca, jak i do ludzi tu pracujących. Miałem mnóstwo przypadków, że gringo robili sobie nagie zdjęcia przed świątynią, wchodzili tam, gdzie było to niedozwolone, albo pili alkohol na szczycie. Ale pierwszy raz mi się zdarzyło, żeby jakiś turysta chciał spalić taksówkarzowi samochód! Skąd ty jesteś?


Niemcy…

 

Zawahałem się.

– Ja?… Z Po…
– No więc?
– Jestem Niemcem.
– Naprawdę? A ja Niemców zawsze miałem za taki poukładany naród… Nigdy nie było z wami problemów. Naprawdę jesteś Niemcem?
– Ja, ja… Ein, zwei, drei… – Spuściłem głowę.
– Po powrocie do Europy gorąco zachęcam cię do wizyty u psychiatry. Bo człowiek, który robi koktajl Mołotowa z papieru toaletowego i potem szantażuje wybuchem biednego kierowcę, nie brzmi jak ktoś zrównoważony. Dlatego zalecam leczenie.
– Całkowita racja. Tak zrobię.
– A teraz idź sobie. Miłego zwiedzania Machu Picchu. I gratuluję zdobycia Mistrzostwa Świata!
– Danke!

Facet odwrócił się na pięcie, otworzył drzwi, wlazł do środka, odpalił silnik i odjechał.
„Ach, ci Niemcy”, pomyślałem. „Sami złodzieje samochodów i bandyci…”
Pomaszerowałem wzdłuż drogi w kierunku Aguas Calientes, cały szczęśliwy, że udało mi się wyjść cało z kolejnych kłopotów.


Najzabawniejsza książka podróżnicza na polskim rynku. Zamów teraz.

Książka czarny humor ironia sarkazm

—-
Następna historia:
Dlaczego Ayahuasca nie jest dla każdego?

Czytaj dalej

Tajlandia – Wstań i walcz! W ciągu kilku dni przeżyłem dwa potężne ciosy. Pierwszy był fizyczny i naprawdę bolał, ale był niczym w porównaniu do tego, co stało się potem. Otóż p...
Indonezja – Tak stara, że robiła laskę Judaszowi Z definicji dobry seks to taki, po którym cała klatka schodowa wychodzi na balkon zapalić. Tak utrzymuje każdy blog o seksie. Są jednak lepsze sposoby...
Argentyna – Operacje plastyczne Wielkie cycki, pulchne poślady, liposukcja… Wymieniać można bez końca, bo – jak się okazuje – nawet łokcie można poddać tuningowi. Operacje plastyczne...
Koniec „Bunkrów nie ma” Postanowiłem zamknąć bloga "Bunkrów nie ma". W zasadzie to nieformalnie zrobiłem to już jakiś czas temu, teraz po prostu to ogłaszam. Pisanie tego bl...

Czytaj dalej

Tajlandia – Seksturystyka dla mężczyzn Seksturystyka i Tajlandia stanowią wręcz synonim. Dochód z najstarszego zawodu świata stanowi tam mniej więcej pięć procent PKB, czyli tyle, ile w Pol...
Indonezja – Przyłapany na gorącym uczynku Ubud na Bali to taka mała mieścina w centralnej części wyspy, gdzie jest mnóstwo świątyń, ośrodków do medytacji i do jogi. W skrócie: nie ma nic do ro...
Singapur – Spotkanie Biznesowe Singapur to miasto-państwo, które swój sukces ekonomiczny zawdzięcza dobremu położeniu geograficznemu. Dawno, dawno temu, gdy Anglicy kupowali od Chiń...
Kambodża – Bamboo Train Minęły święta Bożego Narodzenia, a pod choinkę dostałem jedynie wypiętą Holenderkę. Brazylijka zapadła się pod ziemię jak Atlantyda. Wyszedłem z założ...